Niemcy nie modyfikowali swoich planów na 24 czerwca – Polacy wycofywali się zgodnie z ich założeniami. Wehrmacht nie spieszył się z naciskaniem na zgrupowanie – chciał uniknąć niepotrzebnych strat. Dzień wcześniej udało się uruchomić i zabezpieczyć normalny ruch kolejowy, co było powodem do pochwał płynących do dowództwa operacji zarówno z dyrekcji kolei z Warszawy jak i ze stolicy GG – Krakowa. W sztabach dwu dywizji rezerwowych uczestniczących w akcji spodziewano się ponadto przybycia komand strzelców, które mały powrócić po wykonywaniu zadań w rejonie Janowa Lubelskiego. 174. DR kontynuowała przeczesywanie lasu – od linii Nowiny – Huta Różaniecka, miała ona dążyć do Tanwi (na odcinku między Osuchami a Borowcem) likwidując wszelki ewentualny opór na trasie marszu.
Przed świtem 24 czerwca Kalina nakazał zredukować tabory do minimum, miano zniszczyć zbędny sprzęt a także dokumenty. Ponadto major wraz z Mieczem (rtm. Mieczysław Rakoczy) spalili archiwum inspektoratu. Rozkazy, co do dalszej drogi ograniczyły się do podania orientacyjnego kierunku marszu. W deszczu kolumna przemieszczała się błotnistymi leśnymi ścieżkami. Na kolejnym postoju Kalina nakazał likwidację taboru szpitala 665, co oznaczało przekazanie rannych ich macierzystym oddziałom. Sytuacja osaczonego zgrupowania była tragiczna. Brak było żywności i wody – pito zanieczyszczoną ciecz z bagien. Niemiecka artyleria mogła skupić ogień na niewielkim obszarze – ciągły ostrzał, mimo że niecelny, działał niekorzystnie na morale. Ze zgrupowania odłączali się poszczególni żołnierze –ufni w swą znajomość lasu i licząc na szczęście, które pozwoli im jakoś uniknąć Niemców. Przed południem odeszły od zgrupowania dwa oddziały wchodzące w skład OP9 – Skrzypika i Topoli, dołączył do nich pluton Korczaka. Kiedy wiadomość o tym wydarzeniu rozeszła się do tych jednostek zaczęli dołączać samorzutnie żołnierze z innych jednostek zgrupowania.
Około godziny 13.00 Kalina zniknął – miał on odłączyć się od zgrupowania się z łącznikiem z oddziału Topoli. Po chwili goniec ów wrócił przynosząc rozkaz dla zgrupowania, aby przemieściło się na miejsce gdzie major miał ich oczekiwać wraz z oddziałem Topoli. Kiedy jednostki polskie przybyły na oznaczone miejsce nie zastały nikogo. Wobec zniknięcia Kaliny obowiązki dowódcy przejął automatycznie Miecz. Nowy szef zgrupowania zorganizował odprawę – zdecydowano o konieczności przebijania się, a na miejsce do tego celu najdogodniejsze wybrano rejon między Karczmiskami a Fryszarką. Wieczorem oddziały udały się w rejon planowanego natarcia – jednak po stwierdzeniu obecności umocnionych Niemców ataku zaniechano. Ponadto stwierdzono obecność Wehrmachtu na południowym brzegu Sopotu. Nowy plan, przedstawiony przez Wira zakładał przebijanie się w rejonie Osuch. Założenia te zostały zaakceptowane a Miecz zrzekł się dowództwa na rzecz por. K. Bartoszewskiego, zgrupowanie rozpoczęło marsz w kierunku Osuch.
Niemcy szykowali się do obrony linii Sopotu do Fryszarki, rejonu drogi wiodącej z tej miejscowości do Głuch oraz linii umocnień między Błoniem a Osuchami. Meldunek wysłany tej nocy donosił, że już jutro akcja Sturmwind zostanie zakończona.
25 czerwca: Bitwa pod Osuchami
Niedziela, 25 czerwca 1944 r., miała być rozstrzygająca dla całej operacji. Niemcy mieli ruszyć do ostatecznego ataku spychając Polaków w widły Tanwii i Sopotu. Dowódcy Wehrmachtu nie spodziewali się jednak, że tego dnia Polacy będą chcieli przejąć inicjatywę szturmując pozycje wojsk niemieckich. Seria starć, które odbyły się w nocy i o świcie tego dnia przeszła do historii jako bitwa pod Osuchami.
Bitwę rozpoczęły oddziały Skrzypika i Topoli które około godziny 1.00 zaatakowały pozycje niemieckie na południe od osiedla Maziarze. Wehrmacht na noc zatrzymał się na linii równoległej do drogi Fryszarka – Borowiec. Skryte podejście oddziałów polskich do linii obrony 174. DR nie udało się – Niemcy rozpoczęli ostrzał przedpola z broni maszynowej, a także dokładnie oświetlili je rakietami. Do akcji włączyła się artyleria dywizyjna, która pokryła teren ogniem zaporowym. Na niekorzyść szturmujących Polaków działało również ukształtowanie terenu – pozycje Wehrmachtu rozciągnięte były na leśnych pagórkach. Na morale partyzantów deprymująco wpłynęła obecność pola minowego na przedpolu. W czasie szturmu zginęło na nim wielu żołnierzy. Atak utknął w martwym punkcie w odległości rzutu granatem od pozycji niemieckich. Żołnierze obu polskich jednostek wycofali się. Oddziały, jako zwarta całość przestały istnieć, partyzanci szukali schronienia w uroczysku Maziarze lub posuwali się w stronę Osuch. Artyleria niemiecka przeniosła wówczas ostrzał na las, z którego wyszło natarcie. Oprócz deszczu stali na uchodzących Polaków posypały się ostre drzazgi z rozrywanych artylerią drzew.
Atak ten odniósł pewien skutek, z którego Polacy nie mogli zdawać sobie sprawy. Niemcy przekonani byli, że osaczeni przez nich bandyci działają w jednej grupie. Założenie takie spowodowało wysłanie na pomoc 174. DR części jednostek zajmujących ostatnią linię obrony 154. DR. Nie można określić sił przesuniętych do wsparcia sąsiedniej dywizji. Można zakładać, że zabrano je z najbezpieczniejszego, zdaniem Niemców, odcinka – czyli z rejonu Osuch. Drogą z Osuch na Fryszarkę ruszyło wsparcie dla zaatakowanej dywizji. Już o godzinie 4.00 wsparcie miało pojawić się na pozycjach 174. DR. Wehrmacht postanowił iść za ciosem i przyspieszyć o dwie godziny początek akcji ostatecznego przeczesywania lasu. Dywizja, która miała to zrobić już i tak była zaalarmowana i rozgrzana walką.
Oddziały pozostałe w zgrupowaniu dowodzonym przez Wira w ciągu nocy szybkim marszem zbliżyły się do linii Sopotu. Po dotarciu w rejon planowanego przebicia okazało się, że niektóre oddziały (Burzy, Błyskawicy, Woyny i część oddziału Rysia) zgubiła drogę (prawdopodobnie na rozwidleniu leśnych ścieżek wybrali oni drogę w prawo – w kierunku osiedla Buliczówka, zamiast iść lekko w lewo – dróżką prowadzącą dalej w kierunku Osuch). Przy Wirze został oddział Corda i część jednostki Rysia. Próby Wira nawiązania łączności ze zagubionymi oddziałami nie powiodły się. Patrol wysłany przez niego do zbadania południowego brzegu Sopotu nie stwierdził obecności Niemców. Kiedy oddziały pod dowództwem Wira dopiero zajmowały pozycje wyjściowe do szturmu, na prawo od nich rozpoczęła się walka.
Oddział Woyny zajął pozycję na lewo od osi osiedla Buliczówka (tj. na południowy-wschód od niego). W pasie natarcia oddziału znajdowała się szeroka łąka przedzielona rzeką Sopot. Linie niemieckie ciągnęły się skrajem lasu – 154. DR miał dość czasu aby odpowiednio przygotować się do obrony na tym odcinku. Przed świtem żołnierze Kompanii Woyny ruszyli do natarcia. Udało im się przebić przez główne pozycje zaskoczonych Niemców, jednak natrafili na ich odwody spieszące na pomoc 174. DR. Mimo bohaterskiej postawy i waleczności Kompania została rozbita, a jej dowódca poległ.
Na prawo od oddziału Woyny pozycje niemieckie zaatakował oddział Rysia pod dowództwem Szczerby. Warunki terenowe na tym odcinku były identyczne jak na sąsiednim, zajmowanym przez Woynę. Żołnierze Rysia starali się niepostrzeżenie dotrzeć do linii umocnień – natrafili jednak na miny, których wybuchu zaalarmowały Niemców. Szturmujący Polacy dotarli jednak do pozycji niemieckich na odległość rzutu granatem. Polacy zalegli na przedpolu przygwożdżeni do ziemi ogniem broni maszynowej i artylerii, a następnie starali się wycofać. Niemcy nie próżnowali – przeszli do kontrataku nie chcąc pozwolić żołnierzom BCh na jakikolwiek manewr.
Z prawej strony oddziału Rysia do ataku przystąpiły oddziały Burzy i Błyskawicy. Wykorzystując bujną roślinność do skrytego podejścia do Sopotu, żołnierze tych oddziałów zbliżyli do pierwszej linii niemieckiej. Rozpoczął się szturm którego nie powstrzymało nawet pole minowe, na które natknęli się partyzanci. Impet ataku odrzucił Niemców, Polacy wdarli się między ich pozycje. W czasie zaciętej walki na przedpolu drugiej linii niemieckiej pęd natarcia został wyhamowany. Jedynie pojedynczym grupkom z tych oddziałów udało się wyjść aż poza trzecią linię niemiecką.
Druga część zgrupowania ruszyła do ataku chwilę po tym, gdy oddział Woyny rozpoczął walkę. Oddział Corda miał przekroczyć Sopot, następnie około 400 m łąki i zaatakować pozycje niemieckie na skraju lasu. Na przedpolu niemieckim, na Krzywej Górce znajdowało się stanowisko ciężkiego karabinu maszynowego. Obsada tego miejsca ryglowała ogniem z prawej strony obszar planowanego podejścia. W trakcie ataku zlikwidowano załogę tego ogniska oporu, aby usunąć niebezpieczny ogień boczny. Szturm oddziału Corda przebił potrójne pozycje obronne Wehrmachtu. Oficerowie 154. DR zorientowali się w ciężkim położeniu na tym odcinku – nakazali prowadzić krzyżowy ogień na obszar wyłomu, jednocześnie starając się załatać lukę. W ataku tym poległ m.in. Cord.
Najbliżej Osuch atakować miał oddział Wira. Odcinek który wybrał on sobie za cel przebijania był słabo obsadzony przez Niemców. Znajdował się on na styku 213. DO (zajmującego Osuchy) i 154. DR. Ponadto prawodpodobnie z tego rejonu wydzielono jeszcze w nocy posiłki dla 174.DR. Wir wraz z podległymi sobie żołnierzami dotarł niezauważony do Sopotu, który przekroczył. Niemcy zorientowali się w sytuacji dopiero kiedy oddział znajdował się w bliskiej odległości od ich pozycji. Szturm Polaków zakończył się sukcesem. Za oddziałem Wira wyszli z okrążenia partyzanci AL oraz pojedynczy żołnierze z innych oddziałów. Wehrmacht zareagował dopiero kiedy Polacy przekroczyli drogę Osuchy – Józefów. Z Osuch wysłano pododdziały 213. DO w celu załatania wyłomu na odcinku 154. DR.
Koniec walk nad Sopotem nie oznaczał końca walk oddziałów wewnątrz okrążenia. Oddział Rysia toczył ciężkie walki z postępującym kontratakiem niemieckim. Jednostka ta spychana była na południe – w stronę Borowca i tam też została ostatecznie rozbita. Jego los podzieliły pozostałości Kompanii Woyny, a także grupy pozostałe z oddziałów Burzy, Skrzypika i Topoli.
Pojedynczy żołnierze stawiali opór nadciągającej obławie lub starali się ukryć w bagnach lub na drzewach. Powstawały ogniska walki, w których broniły się grupki ludzi. Niemcy natykając się na takie punkty oporu często nie starali się nawet walczyć – wzywano artylerię która skutecznie likwidowała bandytów.
Niemcy przekonani, że żaden zwarty oddział bandytów nie pozostał już w lesie, przystąpili do jego przeczesania. 154. DR rozpoczęła realizację tego zadania na odcinku od Buliczówki do Fryszarki jeszcze przed godziną 6.00 25 czerwca 1944 r. Dywizja ta połączyła kontratak na cofających się Polaków z przeszukaniem lasu. Dodatkowo rozkaz nakazywał jej wydzielenie przynajmniej dwóch batalionów do dokładnego sprawdzenia lasu. Pododdziały te miały przeszukiwać Puszczę poczynając od Sopotu (do rejonu Fryszarki), zahaczając o Maziarze, stamtąd nad Studzienicę i Tanew. Przeszukanie to miało być wykonane dwukrotnie. Tyraliery Werhmachtu ruszające z północy – od Fryszarki i Karczmisk po Maziarze należały do 174 DR. Oddziały tej dywizji miały następnie dojść na południe do Studzienicy. Od tej rzeki rozpocząć przeszukiwanie lasu zaczynały oddziały z 213. DO. Obszar ten przetrząsany był przez m.in. Kałmuków Dr. O. Dolla i policję SS. Złapanych w lesie Polaków mordowano lub wywożono na doraźne śledztwo do powstałych ad hoc placówek Gestapo (m.in. w Borowcu czy Łukowej, niekiedy też do szkoły w Osuchach). W zależności od tego, jaka jednostka ich pojmała, schwytanych partyzantów oraz ludność cywilną (czyli tzw. pomocników band) wywożono do dulagów. Złapani przez jednostki 213. DO (w tym Kałmuków) trafiali do obozu w Tarnogrodzie. Ujęci przez 154. DR trafiali do Biłgoraja. Rozkaz wydany tego precyzował postępowanie ze schwytanymi. Członkowie band którzy walczyli w mundurach lub posiadali odpowiednie oznaczenia przynależności do formacji zbrojnych mieli być traktowani jako jeńcy wojenni i odesłani do Lublina. Jednak ten sam rozkaz stanowił, iż nie można stosować tego zapisu do członków AK – należało ich oddać do wyłącznej dyspozycji gestapowców podległych centrali w Lublinie (niektórzy złapani trafiali też w ręce wywiadu wojskowego np. Kazimierz Józefowicz Igor Skalski z BIP). Drugą kategorią osób wyłączonych spod prawa wojennego byli bolszewicy, komuniści oraz elementy lewicujące i uprzednio karane. W stosunku do nich należało zastosować specjalne traktowanie polegające najczęściej na mordowaniu na miejscu.
Dzień 25 czerwca był szczególnie pomyślny dla Niemców. Gen. S. Haenicke wysłał m.in. do rządu GG w Krakowie, dowództwa Grupy Armii Północna Ukraina i różnych pionów niemieckiego Naczelnego Dowództwo Wojsk Lądowych specjalny meldunek. Donosił w nim, że tego dnia doliczono się 465 ciał przeciwników, pojmano 61 nieprzyjaciół i schwytano 242 pomocników band. Zdobyto 90 karabinów, 34 pistolety maszynowe, 12 karabiny maszynowe, 3 moździerze, 1 egzemplarz broni przeciwpancernej, sprzęt łączności a także amunicję i materiały wybuchowe.
W raporcie końcowym dowództwo operacji Sturmwind II podało, jako wynik akcji:
- złapanych nieprzyjaciół:
- z bronią w ręku 278
- pomocników band 1463
- zabitych nieprzyjaciół – 1867
- zdobyta broń, amunicja i sprzęt:
- 50 pistoletów maszynowych
- 31 karabinów maszynowych
- 8 moździerzy
- 7 dział i działek wszelkiego rodzaju (FlaK, PaK itp.)
- 20 000 sztuk amunicji
- 1 000 sztuk amunicji do pistoletów maszynowych
- 300 pocisków moździerzowych
- 200 granatów ręcznych
- 800 kg materiałów wybuchowych
- 10 radiostacji
- 60 środków transportu
Niemcy przyznali się do straty 21 podoficerów i 22 żołnierzy zabitych pomiędzy 22 a 26 czerwca. Rannych w tym okresie zostało 5 oficerów, 75 podoficerów i 17 szeregowych. Później zweryfikowali te dane. W operacji Sturmwind II miało polec 52 podoficerów i 25 żołnierzy, a rannych zostało 121 podoficerów (sic!) i 91 żołnierzy. Trudno jest ustalić czy straty te dotyczą jedynie etatowych pododdziałów dywizji czy rozszerzone są także na oddziały oddawane pod komendę tych związków taktycznych. Bardziej prawdopodobna wydaje się pierwsza wersja co oznacza że powyższe dane nie obejmują jednostek policyjnych czy Kałmuków Dr. O. Dolla. Biorąc pod uwagę, że formacje te spełniały jedynie funkcje pomocnicze w głównych walkach straty w ich szeregach nie mogły być znaczące. Prawdopodobnym jest, więc że straty poniesione przez oddziały niemieckie uczestniczące w operacji Sturmwind II nie przekroczyły 200 zabitych i około 300 rannych.
Liczba żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego poległych w kilkudniowych walkach waha się mieści się w przedziale od 375 do 700. Znane są z pseudonimów lub imion i nazwisk personalia około 430 poległych. Do liczby tej należy dodać pochowanych bezimiennie oraz zaginionych, których szczątki do dziś spoczywają w Puszczy Solskiej. Należy, więc przyjąć że straty trwałe AK i BCh mogły osiągnąć do 500 zabitych czyli prawie 50% stanu osobowego zgrupowania.
Kilkudniowe walki żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego toczone z oddziałami Wehrmachtu w Puszczy Solskiej w czerwcu 1944 r. zakończyły się porażką Polaków. Przeszły jednak one do historii jako symbol oporu, walki i losu polskich partyzantów.