Prawie 30 000 osób zaangażowali Niemcy w przeprowadzenie polowania na partyzantów w Puszczy Solskiej w drugiej połowie czerwca 1944 r. Trafiły tam trzy dywizje szkolno – ochronne Wehrmachtu wraz podległymi pododdziałami a także niemiecka policja i cały szereg mniejszych jednostek…
Niemiecki plan drugiej części operacji Sturmiwind zakładał okrążenie Puszczy Solskiej z trzech stron w dniach 18-21 czerwca 1944 r. a następnie koncentryczne przeczesywanie obszaru lasu. Dziłania te miały zepchnąć partyzantów na dogodne do rozprawy z nimi miejsce. Tym obszarem pierwotnie był bezleśny teren nad rzekami Szum i Niepryszką. Tyraliery Wehrmachtu wspierane artylerią miały wykończyć zagonionych tam przeciwników. Jednak wydarzenie potoczyły się inaczej…
CO NIEMCY WIEDZIELI O PARTYZANTACH?
Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę z obecności oddziałów partyzanckich w Puszczy Solskiej. Szykując się do oczyszczenia lasów z band Niemcy przeprowadzili dokładny wywiad. Raport który trafił do Krakowa 7 czerwca 1944 r. informował, że w lasach na południowy wschód od Biłgoraja znajdowała się grupa w sile około 1000 osób będąca częścią większych radzieckich sił, które przeniknęły na teren Generalnego Gubernatorstwa zza Buga. Grupa ta miała znajdować się pomiędzy Osuchami a Borowcem. Druga grupa, o której donosił niemiecki wywiad, składać miała się z dwóch polskich nieregularnych pułków (poln. irregulare Rgter.) o szacowanej sile 2000 ludzi. Jednostki te miały wywodzić się z polskiego 76. pułku piechoty z Zamościa (oczywiście chodziło tutaj o 9. pp AK). Ponadto raport zawierał informację o dwóch bandach w rejonie Bondyrza i Kosobud w sile 300 osób. Już wtedy sztab Dowództwa Okręgu Wojskowego Generalnego Gubernatorstwa planował, że w momencie zakończenia akcji w rejonie Janowa Lubelskiego jednostki w niej uczestniczące przejdą w lasy Puszczy Solskiej.
Dzięki informatorom w polskich jednostkach, Niemcy posiadali dokładnie informacje na temat wewnętrznej organizacji oddziałów, z którymi przyjdzie im walczyć. Wiedzieli, że będą mieli do czynienia z grupami bojowymi określającymi się, jako kompanie i liczącymi od 80 do 100 osób. Zakładali, że w tym rejonie znajdzie się do 600 ludzi, zarówno zwykłych żołnierzy jak i wyspecjalizowane jednostki saperów, specjalistów od łączności itp.
Niemiecki wywiad informował także o posiadanej przez bandytów broni. Raport informuje o orężu dostarczonym w zrzutach – według niego należało się spodziewać pięciu angielskich lekkich karabinów maszynowych i dwudziestu czterech pistoletów maszynowych typu Sten. Ponadto partyzanci mieli używać ciężkiego karabinu maszynowego produkcji niemieckiej – M.G. 42, przed którego morderczym działaniem szczególnie przestrzegano. Dane wywiadowcze dostarczone Niemcom nakazywały szczególną uwagę jednostkom zmotoryzowanym – ze względu na obecność wspominanych wyżej oddziałów saperów, którzy prawdopodobnie będą chcieli zaminować trakty. Zwracano również uwagę na to, iż polscy specjaliści dysponują plastycznymi materiałami wybuchowymi. Niemcy znali również dość dobrze także inne szczegóły dotyczące polskich formacji w rejonie Biłgoraja – wiedzieli m.in. że część polskich żołnierzy umundurowana jest w zrzutowe uniformy aliantów zachodnich, że oficerowie mają w większości polskie mundury z okresu II Rzeczpospolitej, a szeregowi żołnierze noszą biało-czerwone opaski z literami WP. Skrót ten prawidłowo rozszyfrowywano w raporcie, jako akronim utworzony od wyrazów Wojsko Polskie.
Informacje dotyczące Sowietów były mniej dokładne – mieli oni zajmować północny brzeg Tanwi. Ich pozycje rozpoznano w rejonie od Borowca aż do Pisklak. Siły tego zgrupowania szacowano na 1000 osób, a jego centralnym punktem miał być obóz położony 3 km na północ od Borowca. Obóz ten, w przeciwieństwie do obozów polskich band AK (poln. AK. Bande) pozostał nierozpoznany.
Kiedy powstawał powyższy raport mówiący o sytuacji w rejonie na południowy-wschód od Biłgoraja, trwała jeszcze pierwsza część operacji Sturmwind. W jej trakcje z okrążenia na Porytowym Wzgórzu nieopodal Janowa Lubelskiego wyrwały się jednostki radzieckich partyzantów, AL a także żołnierze AK. Część z nich przemaszerowała następnie w lasy Puszczy Solskiej, co zostało poczytane przez społeczeństwo a także oficerów AK za ściągnięcie niemieckiej obławy na ten teren.
SIŁY WEHRMACHTU
Siły pozostające w dyspozycji dowódcy Wehrmachtu na terenie GG, gen. Siegfried Haenicke w maju i czerwcu 1944 r. to głównie dwie rezerwowe dywizje oznaczone numerami 154 i 174. Specyfiką dywizji tego typu było to, że służyły one do szkolenia i przygotowywania rezerwistów. Średnia wieku w tych dywizjach, a także poziom wyszkolenia był szczególnie niski – przykładowo: w 154. dywizji rezerwowej (dalej: 154. DR) 27 września 1943 r. zakończono szkolenie żołnierzy dla planowanych 506. i 511. dywizji piechoty. Szkolono wówczas poborowych z rocznika 1925 i z poboru w czerwcu i lipcu tego roku. W dywizji w dniu 1 września szkolono 3 839 podoficerów i szeregowych natomiast cała dywizja liczyła wówczas 12 872 osób. W czerwcu 1944 znajdowali się w niej rezerwiści prawdopodobnie z poboru w kwietniu i maju tego roku. Taki stan dywizji rezerwowych podsumował jeden z służących tam oficerów:
Dywizja rezerwowa składała się z młodszych i energiczniejszych żołnierzy, którzy entuzjazmem nadrabiali oczywisty brak doświadczenia.
Aby młodzi rekruci mieli okazję nabywać umiejętności niezbędne w boju na froncie, związki taktyczne tego typu kierowano do walk z bandami. Wielkie operacje przeciwbandyckie, takie jak Sturmwind znakomicie nadawały się do zdobywania doświadczeń w warunkach prawdziwej walki. Pododdziały, które 18 czerwca 1944 r. rozpoczęły domykanie kordonu wokół Puszczy Solskiej wywodziły się właśnie z tego typu związków taktycznych.
Dowództwo niemieckie podzieliło siły szykowane do operacji na trzy główne części odpowiadające biorącym w nim udział dywizjom. Mniejsze jednostki przysłane do przeprowadzania akcji podporządkowywano operacyjnie jednej z trzech dywizji: 154, 174. DR lub 213. dywizji ochronnej.
Schyłek maja i początek czerwca 1944 to okres, w którym na terenie GG pomiędzy Wisłą a Bugiem pojawił się kolejny związek taktyczny, który miał odegrać niebagatelną rolę w nadciągającej akcji przeciw partyzanckiej.
213. dywizja ochronna, która po ciężkich stratach poniesionych w pierwszej połowie 1944 r. pod Winnicą i Kowlem reorganizowała się na Lubelszczyźnie, była jedynym związkiem taktycznym, w którego skład wchodziły się jednostki frontowe. Dywizja ta powstała w czerwcu 1939 r. jako regularny związek taktyczny piechoty w rejonie Wrocławia (wówczas niem. Breslau). W kampanii wrześniowej odegrała znikomą rolę, a we Francji w ogóle nie wzięła udziału w walce. Na początku 1941 r. przekształcono ją w dywizję ochronną. Związki taktyczne tego typu składały się przeważnie z żołnierzy starszych lub o niższej kategorii zdrowia. Miały one służyć jako zabezpieczenie obszarów tyłowych, linii kolejowych i ważnych obiektów strategicznych. Często formacje tego typu określano jako dywizje zabezpieczenia lub policyjne.